Błękitna Wstęga Zatoki Gdańskiej
Błękitna Wstęga Zatoki Gdańskiej rozgrywana od 1952 roku, jak jest na niej wyhaftowane. Pierwszy raz 28 IX tegoż roku, taką datę wygrawerowano na mosiężnej plakietce – trofeum, którą po latach udało się odnaleźć.
Zatem obecnie ogłaszamy ją po raz 71 – wszy?, a rozegramy po raz, no który? – długo udawaliśmy, że to oczywiste, ale jak zabrałem się do liczenia wyszły zaszłości historyczne, o których dalej.
Yacht Klub Stal Gdynia – byliśmy od zawsze organizatorem, chociaż na początku trochę inaczej się nazywaliśmy. I to organizatorem solidnym, zważywszy na systematyczność.
Lista zdobywców Wstęgi.
1952 – Kormoran – E. Bramiński
1953 – nie odbyły się
1954 – Komandor – Meisner
1955 – nie odbyły się
1956 – Komandor – Z. Perlicki
1957 – Kormoran – Z. Michalski
1958 – Hetman – M. Przylipiak
1959 – Cassiopea – Z. Perlicki
1960 – Mistral – Z. Perlicki
1961- Mistral – Z. Perlicki
1962 – Ranewid – M. Ziemnicki
1963 – Mars – Z. Sawostianik
1964– Andromeda – R. Lewandowski
1965 – Hetman – K. Szymański
1966 – Admirał – K. Szymański
1967 – Hetman – K. Szymański
1968 – Admirał – R. Lewandowski
1969 – Jan z Kolna – J. Knyszewski
1970 – Mistral – Cz. Perlicki
1971 – Hetman – T. Siwiec
1972 – Janosik – J. Jettmar
1973 – Hetman – J. Rusak
1974 – Hetman – K. Szymański
1975 – Tornado – T. Siwiec
1976 – Tornado – T. Siwiec
1977 – Tornado – T. Siwiec
1978 – Tornado – T. Siwiec
1979 – Tornado – K. Żółtek
1980 – Tornado – J. Rusak
1981 – Hadar – R. Paszke
1982 – Tornado – T. Siwiec
1983 – Hadar _A. Ludwiczyński
1984 – Tornado – T. Siwiec
1985 – Tornado – T. Siwiec
1986 – Tornado – T. Siwiec
1987 – Gemini – R. Paszke
1988 – Hadar – M. Kula
1989 – Gemini – R. Paszke
1990 – Gemini – R. Paszke
1991 – Nauticus – A. Spuła
1992 – Hadar – M. Kula
1993 – Gemini – R. Paszke
1994 – Gemini – R. Paszke
1995 – Gemini – S. Sawko
1996 – MK Cafe Gemini – R. Paszke
1997 – Tornado – J. Brezdeń
1998 – MK Cafe – S. Sawko
1999 – Alka – Prim II – A. Jankowski
2000 – Cooler – G. Mroczkowski
2001 – Jacek Placek – A. Jankowski
2002 – MK Cafe Posti – K. Jabłoński
2003 – Tornado POL-7 – A. Skomski
2004 – Tornado POL-716 – A. Skomski
2005 – Exploder POL-44 – A. Skomski
2006 – Eagle POL-4 – J. Noetzel/ J. Białek
2007 – Exploder POL-444 – A. Skomski/ J. Kopyłowicz
2008 – Exploder 20 POL-44 – W. Kaliski/ Bendyk
2009 – Exploder 20 – A.Skomski/ J. Kopyłowicz
2010 – Exploder 20 POL-44 – J. Noetzel/ W. Kaliski
2011 – A-Class POL-12 – J. Noetzel
2012 – Oiler POL-5005 – R. Kresło
2013 – Orange Lady – M. Żakowski
2014 – Bracura – M. Żakowski
2015 – Blagodarnost 2 – S. Pavlenko
2016 – Zielone Studio – D. Grzegorzek
2017 – A Class POL-1 – J. Noetzel
2018 – Exploder – J. Noetzel
2019 – Exploder POL-1 – J. Noetzel
2020 – Sailing Poland – M. Marczewski
2021 – ???
Jak widać, na początku są przerwy. Dlaczego. Otóż regaty ogłoszono, jachty zgłosiły się, ale wyścigu nie puszczono ze względu na opór władz bezpieczeństwa (UB). Na rok 1953 jest zapis w aktach Izby Morskiej rozpatrującej sprawy zatonięcia jachtów „Komsomolec” i „El – Hakim”, poświadczający, że tak właśnie było. Z 1955 dokumentów nie mamy, przez dłuższy czas za nie odbycie się regat obwinialiśmy UB (teraz to i proste i modne). Ale dążąc do poznania prawdy przeryłem w końcu prasę codzienną z jesieni 1955 i okazało się, że w tym czasie odbyły się licznie obsadzone i trwające kilka dni żeglarskie mistrzostwa Polski, na morskich jachtach i to przesiadkowe! A wygrał oczywiście Zyga Perlicki. Zatem Wstęga została zlekceważona. Może była ogłoszona – a może nie. Tu proponuję jednak nie mieszać w numeracji – bo każda racja będzie dyskusyjna.
Zatem 68 razy wręczano „Wstęgę”. 17 razy pierwszy, skromny egzemplarz, który dziś wisi w domu Czesia Perlickiego, ostatniego z jej zdobywców. Druga „Wstęga” była używana od 1970 do 1997. Znajduje się w Y. K. Stal. Kolejna, rzec można aktualna, wędruje jak poprzedniczki od zwycięzcy do zwycięzcy.
Ilu ich było, jachtów i załóg, które reprezentują dziś tylko nazwiska kapitanów. Nikt tego już nie policzy. A co można policzyć. 11 razy trofeum zdobywał „Tornado” , 6 razy „Hetman”, oba z J. K. Marynarki Wojennej dziś noszącego nazwę „Kotwica”.
„Tornado”, ok. 17 m długi, polskiej konstrukcji i budowy, prototyp sporej serii. Pomyślany był na Admirals Cup i raz nawet w nim startował. Zawsze największy, zawsze bardzo dobrze sklarowany i obsadzony, nie dziwi tyle sukcesów. Dziś już ich nie powtarza, są jachty nowocześniejsze, przede wszystkim lżejsze.
„Hetman” – zbudowany jeszcze przed wojną, niewiele krótszy. Mahoniowy fortepian, który do niedawna jeszcze cumował w Basenie Żeglarskim tak się miła do byłego „winnera” jak t. zw. „nowa Warszawa” do modelu M-20. Po prostu remonty, które na nim przeprowadzano, wiązały się z poważnymi przeróbkami. No cóż, był to jacht a nie zabytek. Największy w tej stawce był długo „Ranewid”- zwycięzca z 1962 – koszmarnie długi, staromodny slup. I choć nie wiadomo, czy wtedy już miał obciętą rufę, i który raz, bo gniła permanentnie, to na pewno był kiedyś najdłuższy. Przebił go w 1969 „Jan z Kolna”, jeżeli nie długością (18m), to na pewno wagą – i chyba już żaden podobnie ciężki nie wygra. A najcięższy ze startujących to „Zjawa IV”, ponad 60 t.
„Małe” zaczęły rządzić po zmianie trasy na „przybrzeżną – 2 Mm”, wprowadzoną po ukazaniu się przepisów dopuszczających dzienną żeglugę w tej strefie. Żeglugę – a więc i ściganie. Już w 1998 spróbował startu HC 16, ale okrutna flauta nie pozwoliła mu podnieść ani trochę jednego pływaka, finiszował daleko od czuba. Rok później dokonał tego „Alka Prim II” seryjny „Hobbie Cat 21”, tyle właśnie stóp długi.
„Mistral”, parę razy tu występujący, to też nie ten dzisiejszy, najładniejszy jacht na Zatoce, tylko jego klubowy poprzednik, klasowy „Star”. Startowali na nim, podobnie jak na innym „Starze” – „Cassiopei” zawsze Perliccy. Wygrywali, jak wiało słabo – bo taki jest „Star”, i zmiennie – bo tacy byli Perliccy. Ale „Błękitna” taka właśnie jest, rozgrywa się bez względu na pogodę. Za ostatnie lata trudno jest zaliczyć liczne zwycięstwa kolejnemu jachtowi. Startujące katamarany tego samego typu nie muszą być tymi samymi co rok, czy dwa wcześniej.
Sporadycznie udaje się je pokonać „dużym”. Raz udało się S. Pavlence przy słabym wiaterku, drugi raz M. Marczewskiemu przy silnym.
Ludzie – 9 razy wygrywał Tadeusz Siwiec. Zaczął karierę regatową jako młody oficer Marynarki Wojennej, dostał od załogi przydomek „Tata” i z takim chodził aż do komandora i emerytury. Postać w naszym regatowym żeglarstwie morskim pierwszoplanowa.
Drugi z 6 zwycięstwami to Romek Paszke – na różnych „Gemini”. Romek, jak ten koń ze staropolskiej encyklopedii, jaki jest, każdy wie. Ale z tej listy dopiero widać, że nie wziął się z Księżyca . Też „6” zaliczył Jacek Noetzel na też różnych,katamaranach. Ten na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Spróbujmy określić, kto najwięcej razy startował. Ja stawiam na Czesia Perlickiego, po pierwsze dlatego, że to dziś najstarszy czynny morski żeglarz regatowy w Polsce.
Formuła regat jest zawsze taka sama. A jeżeli się zmienia to płynnie.
Koniec sezonu regatowego kiedyś. Dziś już nie – zmienił się chyba klimat, a na pewno przepisy i żeglarskie ubranka. A „Błękitna” trwa w pierwszą niedzielę października czy coś koło tego. Wraz z rozpowszechnieniem się szabasu w chrześcijańskim kraju przyszło i nam ruszyć regaty z niedzieli na sobotę. Była to moja decyzja, więc wiem dlaczego. Otóż po regatach w 1997, kiedy sędzia Zbysio Czubek puścił w końcu wyścig przy „8”, bo od rana, kiedy to „dycha” zdmuchnęła maszt flagowy YKP, właśnie do „8” spuchło, pomyślałem, że ryzyko jest za duże i odtąd robimy w sobotę, a niedzielę mamy jako rezerwową. Skorzystaliśmy z tego już w następnym roku i wszystkim się podobało, zwłaszcza że w tym układzie ciągnęli piwsko w piątek, sobotę i niedzielę.
Również w ostatnich czasach zaczęliśmy robić regaty pod przepis „2 Mm od brzegu”. Co to daje. Po pierwsze wszystko widać, bo stawka jedzie wzdłuż brzegów Gdyni, Sopotu i Gdańska i z powrotem, po drugie każdy może wystartować na czym chce na własne oczywiście ryzyko i odpowiedzialność, bo są to regaty morskie. W tymże sławnym 1997 zgłosiły się nawet deski z Sopotu, ale „speniali” i stracili chyba niepowtarzalną szansę. Potem były jeszcze dwa lata z wiatrami „damskimi”. Mimo to, Adaś Jankowski startując na „HC 21” wygrał przy 6 – 7 B, a jego słynne powiedzenie przed startem, „jak się nie wyp…, to trasę znam” przeszło do historii tych regat, no bo trasę musi znać pierwszy, reszta jedzie za nim, a na HC, nie wiem czy wiecie, niema jak rozłożyć mapy.
W tej formule regat startowały m. in. duże katamarany, „730-ki”, „4,9 er”, Micro, a nawet nastoletni junior na „Europie”.
Zawsze były to regaty bardzo licznie obsadzone, kiedyś ścigali się dosłownie wszyscy, a za absencję na starcie należało, według podania , dać do puli pół litra.
Nagroda jest dla pierwszego. Zwykle w instrukcji żeglugi piszemy, że zakończenie regat zacznie się po wejściu na metę 2/3 liczby startujących. Co ma z tego reszta. Zawsze był podział na dodatkowe grupy, wg powierzchni żagla, długości, ilości masztów lub kadłubów. Zresztą, myślę że nie jest ważne w wyścigu, czy jacht akurat możliwy do objechania jest z naszej grupy. Dawno temu, obserwując heroiczną walkę na mecie stoczoną o przedostatnie miejsce pomiędzy „Zjawą IV” (tak ze 60 t) a „Bora – Bora” (Carina , dobrze jak tona) postanowiłem sfinalizować stary pomysł. W ten sposób doszła „Czerwona Latarnia Zatoki Gdańskiej”, oryginalna czerwona naftówka awaryjna, większa niż wiadro. Od razu stała się obiektem pożądania. Wręczana jest, tylko na rok, ostatniemu, który ukończył wyścig. Pierwszy zdobywca przychodząc na metę w środku nocy zastał kartkę, kogo i gdzie ma obudzić dla otrzymania tego trofeum. Obecnie przepis na „2 Mm od brzegu” zmusza do zamknięcia mety o zachodzie słońca.
Meta jest zawsze w Gdyni. Kiedyś bywała w główkach Basenu Żeglarskiego, ale raz „Mars” tak skutecznie przytrzymał „Oriona” na finiszu, że ten zrobił sobie na betonie falochronu efektowny pędzel z mahoniowego dziobu, a walczyli tylko o miejsce w grupie. Potem Izba Morska poprosiła nas grzecznie, żeby się więcej tak nie bawić.
Nagrody w grupach, zależne od zgromadzonych środków też są, ostatnio coraz wyższe.
Na 50 Wstęgę zaprosiliśmy wszystkich dotychczasowych zdobywców. Jako gości, choć niektórzy również startowali. Zaproponowaliśmy im start do regat o „Superwstęgę”. Na Optimistach. Kilku się zgodziło, inni życzliwie kibicowali. Na początku powstał problem, bo uparł się startować jeden z naszych wybitnych żeglarzy, który jednak nigdy Wstęgi nie wygrał. Stosując hałaśliwą socjotechnikę ( w tym też jest dobry), dopiął swego. Start był w Basenie, trasa na Zatoce i meta w Basenie. Trzy, albo i cztery pierwsze łódki weszły na metę w kryciu. Wygrał Adaś Jankowski, za nim był „uzurpator” (poza konkursem) a za nim Stasiu Sawko. Ten po wszystkim przyznał, że na Optimiście nigdy nie żeglował. Ale tak mu się spodobało, że od następnego roku zaczął organizować na swoim jeziorze regaty oldbojów w tej formule – i to równo w tydzień po Wstędze.
Piwo towarzyszy Wstędze od niepamiętnych czasów. Kiedyś, jako organizator, rozgłosiłem, że jest specjalna beczka „bezalkoholowego”, dla załóg wycofujących się z wyścigu (ale nie z zakończenia!). Pamiętam blady strach na twarzy jednego z naszych klubowych kapitanów – zwykle startującego na dość powolnym jachcie.
ADAM WOŹNIAK